Stan mojego zdrowia wymaga, aby trzy razy w tygodniu być w rękach specjalisty z dziedziny rehabilitacji neurologicznej. Nie jestem w tym odosobniony, ponieważ nie brakuje w Radomiu ludzi z podobną dysfunkcją i identycznymi potrzebami w zakresie leczenia.
Pozytywem jest to, że w przeciwieństwie do wielu urzędów i instytucji placówki służby zdrowia są wyposażone w podjazdy i windy dla pacjentów. Inna rzecz, że np. w przychodni przy ul. 1905 Roku, gdzie dziennie setki chorych się diagnozuje i leczy podjazdy są zbyt strome, by osoba poruszająca się na wózku inwalidzkim mogła samodzielnie wjechać do środka, zwłaszcza w dniach niepogody.
Niestety, w obecnym systemie służby zdrowia brakuje miejsca na rehabilitację osób z porażeniem mózgowym i czterokończynowym, gdy ukończą 18 lat. Problem musi rozwiązać rodzina we własnym zakresie. Nie ma żadnej taryfy ulgowej jeśli chodzi o czas oczekiwania na jakiekolwiek zabiegi. To trzy miesiące lub dłużej. A jeśli stan zdrowia wymaga szybszej interwencji rehabilitanta, pozostaje tylko prywatna praktyka. Nie trzeba dodawać, że leczenie i rehabilitacja osób z niepełnosprawnościami i tak dużo kosztują, pytanie czy tak być powinno?
Błędy w diagnostyce i leczeniu też się zdarzają, czego konsekwencji osobiście doświadczyłem. Wiele do życzenia pozostawia wiedza specjalistów, sprzęt diagnostyczny nie dostosowany do możliwości ruchowych pacjentów na wózkach. Wystawczy podać jako przykład stoły do zdjęć rentgenowskich kręgosłupa. Problemem, z którym spotykają się często pacjenci, jest ich przedmiotowe traktowanie. Kontakt nawet z lekarzem rodzinnym odbywa się często protekcjonalnie, usłyszałem kiedyś uwagę, że „zawsze mogę sobie zmienić przychodnie i lekarza prowadzącego”. Empatia, zrozumienie, wyrozumiałość, przyjazna atmosfera wokół chorego – to przecież nic nie kosztuje!